logo strony Golden Retriever
Golden Retriever » Artykuły o Golden Retrieverach » „Chianti i jego Pani-Co się śni mojemu psu?” – Mój pies nr 4/91 KWIECIEŃ 1999

Odpowiedź na tak postawione pytanie wydaje się niemożliwa? Czyżby dlatego, że mimo najszczerszych chęci i to z obu stron – ani właściciel z ,ani ten z właścicielem sobie nie pogadają? Ani o snach, ani o psiej piękności z przeciwka? Nie mówiąc o zwierzeniach.
No cóż, sceptycy nie znający tematu mają rację, ale… teoretycznie.
Tak naprawdę wątpliwości mogą mieć tylko ci, którzy nigdy z psem pod jednym dachem nie mieszkali. Nieszczęśnicy.

Chianti, mój prawie biały golden retriever jest z nami od trzech lat. Wkroczył w nasze życie jako zupełnie nieodpowiedzialny za swoje czyny trzymiesięczny szczeniak. Dostał do swojej dyspozycji własny pokój, z którego usunięto wszelkie sprzęty. Na ścianach pozostały jedynie obrazy. Widocznie nie nastrajały Chiantiego zbyt optymistycznie, bo wolny czas urozmaicał sobie szczekaniem, siusianiem, itd..Zwłaszcza to i tak dalej doprowadzało nas do rozpaczy i wydawało się, że Chianti już nigdy, jak przystało na syna najpiękniejszego goldena Europy, dobrych manier sobie nie przyswoi. Niespodziewanie jednak po wygłoszonej głośno nad jego głową dramatyczną rezygnacją: „On już nigdy nie nauczy się siusiać gdzie indziej”. Chianti z dnia na dzień zaczął zachowywać się jak dżentelmen. Od bardzo wczesnej młodości ucinał sobie drzemki. Najpierw w swoim materacykowym „łóżeczku”. Zwijał się w nim najbardziej jak potrafił, a my wzruszeni szeptaliśmy: „O, Chianti najwyraźniej chciałby wrócić z powrotem do brzucha swojej mamy”. Już wkrótce Chianti odwiedzał swoje posłanie tylko w następujących okolicznościach: kiedy wracał brudny ze spaceru, kiedy dostawał marchewkę do zjedzenia albo gdy w poczuciu największej niesprawiedliwości jaka mogła mu się przydarzyć, wędrował tam po kąpieli. Obrażony na cały świat i na nas oczywiście. Przyjmował przy tym różne pozycje: pysk między łapami, leżenie „martwym bykiem” na boku, a w chwilach największej szczęśliwości- na grzbiecie z łapami uniesionymi do góry.

Poza wszystkim, łatwo domyślić się o czym akurat śni nasz pies, ponieważ z reguły nie odstępuje nas na krok. Gdzie my, tam on. W konsekwencji gdzie on to i my.
Po porannym spacerze i pierwszym śniadaniu Chianti zasypia byle gdzie, byle tylko mieć domowników w zasięgu oka. Jest to sen zdrowy i nieskomplikowany: wstałem za wcześnie, więc teraz muszę to nadrobić. W ciągu dnia Chianti ucina sobie drzemki czuwając jednak, aby nie przeoczyć spaceru, wizyty listonosza. Nie obudzić się w pobliżu nylonowej torebki, której mój pies nie ufa. Podobnie rzecz ma się z odkurzaczem. Nie trudno się domyśleć, że Chianti zdecydowanie nie lubi jego towarzystwa. Śpiąc od czasu do czasu otwiera kontrolnie jedno oko: może coś przez nieuwagę wylądowało na posadzce, albo też pani odda mi chociaż połowę tego co właśnie je? Pani tak, pan dla zasady – nigdy. Zupełnie innej drzemce Chianti oddaje się późnym popołudniem. Wówczas lubi, gdy siedzimy z mężem na jednej z kanap i rozmawiamy. Pomrukuje z ukontentowaniem, podnosi od czasu do czasu głowę i gdy widzi nas razem, z niespotykaną siłą uderza ogonem o podłogę. Z akceptacją. Po czym zasypia uśmiechając się przy tym od ucha do ucha. Tak, mój pies potrafi się śmiać zwłaszcza wówczas, gdy śni mu się, że jest najbardziej kochanym psem na świecie, że jest bezpieczny i że nawet foliowa torebka pojawiająca się niespodziewanie na jego drodze nie jest żadnym zagrożeniem. Tuż przed kolacją Chianti kładzie się między kuchnią i salonem i spod przymkniętych powiek obserwuje, co też tym razem wyląduje w jego misce. Czasami, gdy zapach jest zbyt nęcący podchodzi bliżej i od niechcenia patrzy w okno. To znak dla mnie, że należy mu się coś extra. Porozumiewamy się bez słów. Kąsek ląduje w jego pysku. Pan nie ma o tym najmniejszego pojęcia. Przynajmniej nam się tak wydaje.

Żeby się paliło i waliło, około dziesiątej wieczorem, po dobrej kolacji i spacerze, bez względu na towarzystwo, Chianti udaje się do sypialni na spoczynek. Śpi przed łożem swoich państwa i gdy jest bardzo zmęczony chrapie jak lokomotywa albo poszczekuje przez sen. Według jego pana, a mojego męża, Chiantiemu wydaje się, że nie jest subtelnie lękliwym goldenem, lecz budzącym respekt otoczenia rotweillerem. Bestią, która nie ucieka, gdzie pieprz rośnie na widok foliowej torebki na drodze, słupa obwieszonego plakatami i każdego, najmniejszego nawet pieska.
W nocy przypomina skaczącego tygrysa, a rano tylko skórkę z niego. I znowu entuzjastycznie wita nas, golden retriever, który z jakąkolwiek bestią nie ma nic wspólnego. Mój mąż, a jego pan twierdzi, że gdyby nasz pies wcześniej „zwierzył” nam się z tego, jaki ma charakter, to nie nazywałby się Chianti lecz Ghandi. On ostatni pacyfista na tym świecie. O czym też śni od czasu do czasu. I oby śnił jak najczęściej, nasz pies Chianti, golden retriever. No to sobie porozmawialiśmy, a co właściwie śni się mojemu psu?

Małgorzata Domagalik

Wyszperała Małgośka Sajkowska

ocena